Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/36

Ta strona została przepisana.

działem się, że to była panna Krystyna, siostrzenica pani starościny przemyskiej...
Gdy Szucki tych słów domawiał, posunął się pan Kasper na ławie, jakby zniecierpliwiony, i rzekł:
— Jeżeli to wszystko, coś miał opowiedzieć, to z tego żadnej zdrowej sentencyi wycisnąć nie można!
— Zaczekaj — odparł Szucki — to jeszcze nie wszystko. Jeżeli kogo wielkie szczęście lub nieszczęście spotyka, to nie porywa go z sobą naraz, ale jakoby koło wielkiej maszyny, bierze go najprzód za palec, potem za rękę, a po ręce ciągnie całego człowieka!... Tak i ze mną się stało, tylko posłuchaj dalej.

VIII.

Tymczasem w izbie zaczęły się gwary coraz więcej uciszać. Jedni poodchodzili do domów swoich, inni oglądali się za wygodniejszym jakim spoczynkiem. Ogień na kominie przygasał już powoli, a zapadająca coraz więcej ciemność zapraszała znużonych do świeżo rozwiązanych okłotów słomy, którą ojciec gospodyni na ziemi rozesłać kazał.
Wygodniej było teraz rozmawiać obu towarzyszom. Poprawiwszy się na ławie, prowadził Szucki rzecz dalej:
— Pierwszych kilka tygodni przeszło bez żad-