Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/45

Ta strona została przepisana.

drzemałem i nic do niego nie mówiłem. Dopiero późną nocą przyszedłem nieco do siebie. A gdym oczy otworzył, nie wiedziałem, czy to wszystko na jawie, czy we śnie widzę... Leżałem bowiem na łóżku, koło mnie siedziała jakaś staruszka z różańcem w ręku, a nade mną, jakby oddech mój badała, pochyloną była jakaś młoda, cudnej urody kobieta... Blada jej twarz zafarbowała się lekkim rumieńcem, gdy oczy otworzyłem — była to Krystyna!
Na te słowa powstał pan Kasper, rozkrzyżował ręce i rzewnym głosem zawołał:
— O Święty, Mocny Boże, który wiedziesz człowieka niezbadanemi drogami do szczęścia jego, sprawże to, abyśmy poranieni i utrapieni, mogli znowu obaczyć tę, którą całą duszą ukochaliśmy, za którą krew serdeczną toczymy — naszą ukochaną, całą Rzeczpospolitę! Amen!
Gdy pan Kasper słów tych domawiał, prysnął ogień na kominie i duża, czerwona iskra zatoczyła szerokie koło po izbie. Kilku ze śpiących przebudziło się i przeżegnało krzyżem Pańskim.

X

Gdy się znowu uciszyło, mówił Szucki dalej głosem mocno rozrzewnionym:
— Zrazu myślałem, że to był sen tylko. W drodze często w ten sposób śniłem o Krystynie. Podnió-