Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/46

Ta strona została przepisana.

słem rękę, aby to białe widmo odwiać od siebie. Ale Krystyna wzięła mnie lekko za rękę i rzekła do mnie jak stróż anioł: — Uprosiłam sobie od Najśw. Panny Maryi z Jasnej Góry, abym wasze, jeżeli w boju rannym będziesz, mogła pielęgnować. Modlitwę o to powtarzałam codzień rano i wieczór. Zaiste, modlitwa moja była tylko tentacyą miłosierdzia Bożego, bo skądże mogłam się dostać tam, gdzie się bój toczy? Aż widać Matka Boża uprosiła to u Syna swego, że nieznany człowiek przywiózł was rannego do domu krewnej mojej, u której od kilku dni bawię. Nie jestże to cud Boży. Nie jestże to łaska Najwyższego, który mnie, niegodnej kobiecie, tyle szczęścia zgotował...
...Chciała jeszcze coś więcej mówić, ale łzy, jak szkło jasne, puściły się z jej oczu. Uklękła koło łóżka mego, a zakrywszy twarz, długo, bardzo długo tak klęczała. Potem podniosła głowę i spojrzała na mnie okiem tak jasnem i czystem, jakby łzy z niego wszystko wymyły, co tam mogło być ziemskiego. W tych oczach było istne niebo!...
...Wziąłem ją za rękę, przyłożyłem do ust moich gorących i rzekłem także śród łez:
— Jeżeli to za cud Boży uważacie, to ja także z mojej strony przyczyniłem się do wybłagania u Boga tego cudu, albowiem nie dwa razy na dzień, ale każdego momentu we dnie i w nocy, w boju i spoczynku, modliłem się o to, abym chociaż na śmiertel-