Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/47

Ta strona została przepisana.

nej pościeli jeszcze raz w życiu was obaczył! Bóg wysłuchał mnie i jestem najszczęśliwszym z ludzi!
...Tu rozpłakałem się i oboje płakaliśmy, jak dzieci. Po niejakim czasie oprzytomniała Krystyna, odstąpiła dwa kroki ode minie i rzekła z twarzą spokojną:
— Teraz bądźcie dobrej myśli. Będziecie mieć opiekę troskliwą. Lekarz zalecał dla was jak największy spokój. Przez uderzenie kuli o żebro, wstrzęsło się serce i dotąd jeszcze nie bije regularnie, byliście przez cały dzień w malignie, a nagadaliście tyle rzeczy, żem się przed moją krewną rumienić musiała! Uspokójcie się więc, aby ta niedyskretna maligna znowu się nie powtórzyła!...
...Rzekłszy to, podała mi rękę z anielskim uśmiechem i oddaliła się ode mnie. Długo patrzałem w te drzwi, które zamknęła za sobą wychodząc i zdawało mi się, że widzę jeszcze biały rąbek jej szaty, widzę ten warkocz złoty...
...Od tego dnia upłynęło kilka tygodni. Powoli przyszedłem do siebie. Dowiedziałem się od Krystyny, że jej brat jegomość pan Janusz, kupił dawny rodzinny majątek Korwinów, który graniczył z moim folwarkiem. Majątek ten miał jeszcze tę dogodność, że były w nim słone źródła, również jak w mojej zagrodzie, a stryj jegomości pana Janusza, chorowity staruszek, potrzebował właśnie słonych kąpieli. Tym sposobem byłem zbliżony do panny Krystyny, która