Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/48

Ta strona została przepisana.

właściwie u brata mieszkała najczęściej i z tego powodu tysiączne rzeczy roiły mi się po głowie...
— Przewiduję — przerwał pan Kasper — że to były rzeczy niefortunne. Skądże to chudopachołkowi o mizernym folwarczku marzyć o pannie, która mieszka w bogatym kluczu? Korwinów to majątek całą gębą!
Szucki westchnął, podumał chwil kilka, a podparłszy ręką głowę, mówił dalej:
— Kiedy człowiek coś umiłuje, to nie widzi przepaści, która go od tego rozdziela. I ja wtedy nic nie widziałem. Widziałem tylko Krystynę, która jak anioł dobroci, sypała na wszystkie strony dobrodziejstwa, nie wyjąwszy nawet podłych ptaków, jakiemi są szpetne wróble, którym własną ręką karm sypała!... To też przed nią nie uciekał żaden ptak, choćby tak dziki, jak sęp żarłoczny, a miałżem ja jeden odwrócić się od niej, kiedy jej serce dla mnie tak przychylne było? Miałem uciekać w świat od niej, kiedy ona wszystko jakąś siłą cudowną do siebie garnęła?...
...Otóż nie uciekłem i pozostałem. Powoli przychodziłem do zdrowia. Mówiliśmy o różnych rzeczach. Opowiadałem jej po raz setny moje przygody na polu walki, których ona z wielką ciekawością słuchała. Kazała uczyć siebie różnych pieśni konfederackich, których było podostatkiem. Pieśni te bowiem układaliśmy sami, gdy moce były pogodne,