Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/52

Ta strona została przepisana.

i ja tutaj spokojnie siedzę?... A przecież widziałem, jak z pochodniami wieziono karawan!...
— Jaki karawan? Kogo wieziono? Kogo do grobu żywcem kładą? — zapytał pan Kasper z marsem na czole.
— A jużcić Krystynę! — odparł Szucki. — Widziałem na własne oczy, jak ją wiozła starościna do wojewody...
— Ależ tamten szlachcic na słomie śni o Rzeczypospolitej! Wszak to ją dzisiaj żywcem do grobu kładą!...
— Rzeczpospolitę do grobu kładą! — powtórzył smutno Szucki i usiadł na ławie.
Po chwili zerwał się z ławy, zacisnął pięści i zawołał głosem graniczący z rozpaczą:
— Rzeczypospolitej obronić nie mogę, ale ją muszę wyrwać z grobu, w który ją kładą! Trzy lata z górą upłynęło od ostatniej mojej rozmowy z Krystyną. W boju i wypoczynku tylko o niej myślałem. Wczoraj przyjechawszy do Warszawy, widziałem ją w otwartej karecie ze starościną, wdową po ś. p. staroście przemyskim. Z niemi razem siedział wojewodzic z wymokłą od rozpusty twarzą!... Dziś jest z nią starościna na pokojach wojewody... Oni ją żywcem do grobu kładą!...
— I cóż chcesz zrobić? — zapytał pan Kasper. — Przecież trzeba mieć w głowie wszystkie klepki!