Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/79

Ta strona została przepisana.

bliżej wywiedzieć się o grożącem mi niebezpieczeństwie, przeciw któremu mógłbym zgromadzić potrzebne siły moje.
— Rzecz jest prosta: kasztelanowa chce złowić dla córki wojewodzica, a wojewoda, chociaż dla Krystyny pełen ojcowskich sentymentów, sprzyja temu widocznie. Czy nie widziałeś przedwczoraj u Kossakowskich, jak naumyślnie przez dwie godziny trzymał ją konwersacyą przy sobie, aby kasztelanowej dać sposobność zbliżenia córki do wojewodzica? Czy nie widziałeś, jakich różnych środeczków używała do tego kasztelanowa?
— Sądziłem, że ojciec pana Adama ma prawo, a nawet i obowiązek rozmawiania z przyszłą synową swoją...
— Tak... tak... to prawda, ale rozmowa rozmowie nie równa! Czy widziałeś, jak wojewoda silił się na różne koncepciki, aby tylko Krystynę, jak najdłużej przy sobie zatrzymać? Widziałeś, jak długo trzymał ją za rączkę, a jaki ożywiony był jej odpowiedziami? Gdyby był o trzydzieści lat młodszy, sądziłabym, że Amor ugodził go złotą strzałką!
Pan Janusz wstał i zaczął powoli przechadzać się po pokoju. Starościna mówiła dalej:
— Otóż widzisz, że wasze interesa uzupełniają się wzajem. Twoim interesem jest jakimkolwiek bądź środkiem opanować Atalię, bo tym sposobem zbliżasz wojewodzica do Krystyny. Krystyna zaś, czyniąc to