Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/82

Ta strona została przepisana.

czy nie ukułem jej dla wroga naszego? Zrobić bowiem miecz, który broni od cudzej napaści, to tak, jak dobry uczynek. Ale zrobić miecz, który dostaje się wrogowi do ręki, to wierzcie mi, grzech ciężki i najczarniejsza zbrodnia!...
— Alboż ja wiem, kto moje woły zjada? — wtrącił z głośnym śmiechem rzeźnik.
— To wasze szczęście, że nie wiecie! — odparł z powagą chudy miecznik — tak samo, jak ja nie wiem, w czyim ręku moje szable. Ale gdybyście wiedzieli, że waszem mięsem karmią się wrogi nasze, to jabym wam ręki nie podał!
Tam do kata! Coś strasznie wam dzisiaj smutno w głowie. Możeby gąsiorek miodku...
— Dziękuję, dziękuję... rzemiosło moje usposabia mnie zawsze do smutku. To też jedyna moja rozrywka, gdy warstat opuszczę i trochę po ulicach się przejdę. Pądźcie zdrowi, Bóg z wami!
Rzeźnik wziął podaną rękę miecznika, — ale jej wie puścił. Na jego rumianej twarzy rodził się jakiś wesoły koncept.
— Coś mi to strasznie podejrzanie wygląda, panie Marcinie, że nocne przechadzki lubicie? Może lubcia jaka czeka?...
— Et! — machnął długą ręką miecznik — wam zawsze w głowie androny. Bądźcie zdrowi!
— Mieczownik zwrócił się szybko na tak zwa-