Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/88

Ta strona została przepisana.

nas piją mleko i śmietanę zbierają, ale też i bez nas kwaśnieje to mleko i serwatka się robi!
Rzeźnik pokiwał głową, jakby rzecz z innej strony pojmować zaczął. Miecznik mówił dalej:
— Otóż mieszczanin, jak i każdy rzemieślnik, nie wścibia nosa w sprawy publiczne. Dopóki te sprawy szły jako tako, to mieszczaninowi niewiele zależało na tem, kto tam w górze rządzi i nad krajem czuwa. Ale dzisiaj, gdy Polska w oczach naszych staje się coraz więcej podobną do karczmy zajezdnej, do której kto chce, zajeżdża, popasa i znowu z niej się wynosi, to mieszczanin i każdy mieszkaniec zaczyna się niepokoić, co to dalej będzie!
— Macie słuszność, Jakubie, ja sam już nieraz o tem myślałem. Ale cóż człek poradzi?
— Poradzić może nie poradzimy, bo głowy nasze nie po temu, ale przecież człowiek zaczyna być coraz więcej ciekawy, co tam przy tem wielkiem ognisku pieką: czy tłustego wołu czy zdechlinę?
— Ba! gdyby to człek wiedział! — odparł rzeźnik i uderzył się ręką w głowę.
— Otóż widzicie, ja jako miecznik, który codziennie z szlachtą się stykam, liznąłem już niejednej rzeczy i dlatego wiem więcej od was, co tylko woły zarzynacie — za co jednak nie potrzebujecie się na mnie gniewać.
Rzeźnik ruszył głową na znak, że się wcale nie gniewa na kuma swego.