Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/96

Ta strona została przepisana.

Panna Marya z Dziecięciem i błogosławi walczących, wskazując na niebo zapłaty...
Po bokach tych większych obrazów, wisiało kilka portretów familijnych, między któremi bladością twarzy i strojem zakonnym uderzała podeszła kobieta z różańcem w ręku i czarnym krzyżem na Szyi.
W małej, hebanowej szafce, leżały na półkach książki i jak dobrzy znajomi, patrzały przez białe szyby na mieszkańców tego pokoju. Na stoliczku, przed sofą, stały krosienka, otoczone motkami jedwabiu.
Krystyna miała na sobie krótkie, białe futerko z szafirowem nakryciem. Białość szyi, opasanej kilkakrotnie sznurami bursztynów, walczyła z białością futra. Na głowie miała jeszcze ten sam gruby węzeł włosów, z którego bujne sploty spadały na szeroki kołnierz futra. Rękę jedną oparła na poręczy krzesła, drugą przeliczała bursztyny na szyi.
Koło niej, na wielkiem krzesełku, siedziała w średnim wieku kobieta z dużym kornetem na głowie. Trzymała na kolanach podłużne ramy z drzewa, na których napięta była różnokolorowa osnowa do taśmy. Zgrabną ręką przerzucała igliczkę pomiędzy osnowę, patrząc od czasu do czasu na zamyśloną Krystynę.
— Panuniu droga — ozwała się po chwili — niepotrzebnie panunia męczysz główkę swoją temi nieustannemi myślami. Przecież w górach była pa-