Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/98

Ta strona została przepisana.

której zdawało się, że nad jej państwo, któremu służy, niema już żadnego innego zwierzchnika! Położyła swoją rękę na jej ramieniu i rzekła:
— Widzisz, moja Anastazyo, Korwinów z lasami, górami i z figurą ukrzyżowanego Zbawiciela należy do nas, ale nad nami wszystkimi panował król nasz, którego wczoraj widziałaś, gdy jechał karetą. Otóż ten król już nie panuje teraz w górach naszych, góry nasze, potoki i lasy należą już teraz do cesarza! I my wszyscy, jeśli tam przyjedziemy, także do niego należeć będziemy. On będzie naszym panem, a my musimy jego rozkazy wypełniać.
Anastazya wstrzymała iglicę i patrzała czas niejaki na Krystynę.
— Pan Janusz — rzekła po chwili — przecież inaczej o tem mówi. Słyszałam nieraz, że cesarz przysłał wojska swoje tylko z przyjaźni dla nas, aby Moskale całego kraju naszego nie zalali. Przecież gdy u sąsiada jakie nieszczęście, to dobry sąsiad przychodzi do niego, usiądzie na ławie i rozmawia lub radzi mu, jeśli tego potrzeba! A cóżby to był za dobry sąsiad, który, przyszedłszy do chorego sąsiada, wziął mu coś z domu i pod połą wyniósł?
— Mamy nadzieję, że nic nie weźmie, a jeśli teraz wziął, to na to, aby na przyszłość oddał. Dobry sąsiad tak robi, jeśli widzi, że rabusie sąsiada opadli. Bierze i on, jak tamci biorą, bo sam jeden przeciw nim