rem swoim, wraz z Krystyną, Warszawę opuściła. Gdzie jednak wyjechała, — tego w żaden sposób odgadnąć nie mógł. Nie mógł też przypuścić, aby pod zimę na wieś wyjeżdżano, znając różne upodobania starościny. Prawdopodobnie więc udano się gdzie zagranicę. Ale gdzie? Czy do Petersburga, czy do Paryża, czy do Włoch? Co mogło skłonić Krystynę, że ze starościną wyjechała? Jakich sposobów użyto, jakiemi argumentami doprowadzono do tego, że opuściła nagle Warszawę, zostawiwszy pierścień na jego ręce?.. Czy dokonano tego siłą, czy perswazyą? Czy może Krystyna dobrowolnie skłoniła się do tego?...
Na żadne z tych pytań nie mógł sobie odpowiedzieć. Nagle otworzyła się przed nim ciemna droga, na którą wszedł właśnie, ale której końca nie widział. Gdzie go zaprowadzi ta droga? Czy znajdzie na niej Krystynę?
Tak pasując się sam z sobą, przebył resztę nocy. Zaledwo zaświtało, pobiegł do izby gospodniej.
Pan Kasper i palestrant spożywali właśnie śniadanie. Szucki opowiedział im w krótkich słowach, co zaszło.
— Obawiałem się tego — rzekł smutno pan Kasper — bo wojna z ludźmi bogatymi, to nie jest wojna na równą broń. Cóż teraz zrobisz? Oni zawiozą ją do Włoch, do Hiszpanii, pokażą jej różne piękne i ciekawe rzeczy i kto wie, czy śród tego no-
Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/100
Ta strona została przepisana.