Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/108

Ta strona została przepisana.

gwałtów na niebezpieczeństwie publicznem ze strony mieszkańców.
Wielkie państwo nie upada tak spokojnie. Epilog państwa, czy narodu, który kona na chorobę organiczną, zapisuje historya krwawem, wstrętnem pismem. Mordy, pożogi, okrucieństwa, zbrodnie największe cechują ostatnie dni konającego społeczeństwa, które w innego państwa organizm przechodzi.
W polskich ziemiach zastały wojska austryackie głęboki spokój i porządek społeczny, jaki może być tylko wynikiem głębokiej wiary, że to nie jest koniec życia, ale tylko słabość przemijająca, że ten wiatr przeciwny, który na chwilę nawę Ojczyzny w innym kierunku popchnął, może za chwilę doprowadzić ją znowu do portu.
W ten sposób tłumaczymy sobie tę głuchą ciszę, jaka panowała w ziemiach polskich w pierwszych dobach zaboru austryackiego. Nigdzie nie było żadnego głośniejszego faktu — chociaż z uronionych tu i owdzie tradycyi można wnosić, że w niejednym cichym dworku szlacheckim pod słomianą strzechą, a nawet i w domku mieszczanina odegrał się dramat wysokiej tragiczności.
Nie miało to jednak żadnego znaczenia co do ogólnej cechy kraju. Ten był cichy i spokojny, jak powierzchnia morza, chociaż tam na dnie wrą wiry, kręcą się prądy, łamią się i przepadają skały podwodne.