Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/12

Ta strona została przepisana.

z każdym dniem jest obojętniejszym. A że z Krystyną w towarzystwie mało mówi, to utwierdza mnie tem więcej w mojem mniemaniu. Po cóż bowiem na publicznych zebraniach mówić wiele z kobietą, z którą sam na sam dowoli rozmawiać można?
Kasztelanowa milczała czas niejaki. Wymowne słowa Atalii zachwiały jej wiarę. Po chwili ozwała się:
— Przecież ja wracam do mojego zdania. Wojewodzic był prawdopodobnie na Miodowej ulicy u Bettiny, która go mocno zajmuje. A przecież taka bagatela nie powina ci psuć humoru i zrażać...
— Taka bagatelka, jak romans z Bettiną, bynajmniejby mi humoru nie zepsuła. Ale tu idzie o co innego. Krystyna i starościna ciągną go do siebie, a on, jak widać, już dziś zwyciężony!
— A gdyby i tak było, cóż w tem tak strasznego dla ciebie? Janusz zawsze jest w rezerwie...
— Już w tem jest rzecz straszna, że musiałabym oddać rękę bratu tej, która rozwiała nasze marzenia.
— Kobieta naszej pozycyi powinna panować nad sobą, uśmiechać się tam, gdzieby inna gorzko płakała, ściskać serdecznie tych, dla których w każdym uścisku chciałaby mieć sto sztyletów!...
— Zdaje mi się, że to potrafię przed ludźmi... Ale tu, w tej samotnej komnacie, mogę się dowoli wypłakać.