Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/129

Ta strona została przepisana.

Sejmików nie było, głosów nie kupowano ani czapką, ani papką, nie było ani komu służyć, ani co zarobić. Wypadło więc z natury rzeczy nowym bogom ofiarować swoje usługi, byle coś do kalety kapło.
Były to po większej części same męty i fusy narodu. W Rzeczypospolitej tworzyły one niejako płatną legię szwajcarską, która zazwyczaj temu służyła, kto płacił, karmił i odziewał. Sprzedawały głosy swoje na Sejmikach, plecy na elekcyach, najmowały się do różnych burd i zajazdów lub tworzyły przyboczną gwarndyę którego z wichrzących magnatów. W rzeczach publicznych nie szli ci ludzie nigdy za pewną opinią, ale przywięzywali się do osoby. Dzielili się więc na Sapieżyńców, Radziwiłłowców, Potockich, Czartoryskich, Zborowskich i t. d.
Większa ich część pospieszyła teraz do Wiednia, aby tam coś dla siebie uzyskać. Jedni zaciągali się do gwardyi cesarskiej, inni żebrali jurgieltu, przyobiecując za to wszelkie usługi w kraju, inni solicytowali o urzędy.
Niezależnie od tej zgrai głodnej zwierzyny, były także gromady tak zwanych „plenipotentów“, którzy z różnemi prawnemi kwestyami przybyli do Wiednia. A kwestyi takich było podówczas pełno. Dzierżawcy dóbr koronnych, pretensye dzierżawców do pewnych panów i nawzajem pretensye panów do dzierżawców, posiadanie starostw i innych dóbr, urzędów i tytułów Rzeczypospolitej — wszystko to