Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/132

Ta strona została przepisana.

— Jegomość pan Korwin?.. Korwin... tak, przypominam sobie, słyszałem coś o nim. Odgrywa tu rolę jakiegoś dyplomaty... Ale nie wiem jakiego kalibru jest jego patryotyzm. Zacnego Kuźmę Wilczurę, który przyszedł do niego i chciał, aby do ministra wstawił się o jaki jurgielt, to go, z przeproszeniem, nogą kopnął (notabene Wilczura szlachcic herbu Pomian) i ze schodów kazał strącić, wołając: — Judasze! Zdrajcy! Sprzedajecie Polskę!... —
— Czy tak? — podjął szybko Szucki. — Zaczynam mieć wielki szacunek dla niego! Myślałem, że Korwin...
— Korwin... Korwin jest Korwinem i to nasze nieszczęście, że bardzo wielu mamy takich Korwinów!... Jeżeli, mospanie, ubogi szlachcie chapnie dukacika, to zaraz krzyczą: — Judasz, zdrajca, odstępca, sprzedał Ojczyznę!.. — A gdy jegomość cesarz za pewne usługi zrobił takiego Korwina jenerałem lub wojewodą, to nietylko, że ludzie krzyczeć nie będą, ale jeszcze powiedzą, że patryota, że tym sposobem służy krajowi, że to jest droga, na której... i t. d., i t .d. Tak to zawsze bywało i tak bywa. Kto weźmie dukata, to jest zdrajca i odstępca, a kto weźmie milion, temu Polska jeszcze pomnik kiedyś postawi!... Wierzaj mi, panie bracie, w takim czasie nie warto być ubogim i maluczkim!...
Szucki zamyślił się nad temi słowami kulawego szlachcica, który prawił dalej: