Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/133

Ta strona została przepisana.

— Widzę, chcesz się, bracie, dowiedzieć, gdzie ten jegomość pan Korwin mieszka? Otóż nie wiem. Ale dam ci na to dobrą radę. Zaprowadzę cię do antyszambry ministra, bo właśnie tam idę, aby mieć choć o czem do Polski wrócić. Tam zastaniesz wielu Polaków, a czasami przychodzi tam i jegomość pan Korwin, chociaż się bardzo do nas wie przyznaje. Zawsze tam języka dostaniesz.
Szucki przystał chętnie na to, a szlachcic kulawy, wziął go pod rękę i z takim zamachem dalej z nim się puścił, że potrwożeni Niemcy o dziesięć kroków zdala ich omijali, a nawet czasem i kapelusz zdejmowali.
— Otóż szukajże tutaj służby, kiedy oni sami chcą służyć — mruknął kulawy szlachcic i skierował w boczną ulicę, przy której znajdował się właśnie dom ministra.

XVII

Antyszambry ministra składały się z dwóch obszernych komnat, dosyć skromnie umeblowanych. Na ścianach wisiały angielskie kopersztychy i tak zwane quodlibety, składające się z różnych, powycinanych figur i pejzażów. Naprzeciw okien było kilka olejnych obrazów, przedstawiających znakomitych ludzi z rodziny panującej. Dalej, tak zwane „still leben”, arbuzy, śliwki, a obok tychże leżała pobita