Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/14

Ta strona została przepisana.

— Tak jest, odstąpić, ale nie słowem, nie zmienionem zachowaniem się, tylko — czynem!
— Cóż zatem chcesz uczynić?
— Przyjąć jak najprędzej... dziś jeszcze... ofiarowany afekt jegomości pana Janusza.
Kasztelanowa westchnęła. Podobne westchnienie wyszło także z piersi Atalii. Matka i córka żegnały tem podwójnem westchnieniem lepsze nadzieje swoje i godziły się na skromniejsze, które im rzeczywistość nieubłagana przed oczy podsuwała... Jegomość pan Janusz Korwin był dla nich w tej chwili czarnym chlebem, podczas gdy one o cukrach i tortach marzyły. Nieubłagana, zimna rzeczywistość pchała im dzisiaj ten chleb do ręki...
— Czyń, jak uważasz! — rzekła po chwili matka z rezygnacyą — ja robiłam, co mogłam. Widać, że niedobra gwiazda świeciła przy twojem urodzeniu. Tyle nadziei straconych, a na inne już brak czasu...
Turkot powozów przed bramą przerwał tę poufną rozmowę między matką i córką. Wyszły z uśmiechem na twarzach, aby witać przybywających gości.

II

We dwie godziny były już wszystkie komnaty zapełnione.
Dom sędziwej kasztelanowej, wdowy po mężu