Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/140

Ta strona została przepisana.

dy chcesz się dobrze sprzedać i mieć do tego dobrą opinię w kraju, to rób tak, jak robią tamci, co tam pod oknem stoją! Bądź politykiem na wielką skalę, baw się w dyplomatę, który wyzyskuje obecne sytuacye na przyszłą korzyść narodu, a będzie ci dobrze na świecie. Bierz wtedy tysiące i miliony, ale nie bierz dziesięciu dukatów, jak ja chcę wziąć, bo, prawdę powiedziawszy, usług moich wyżej nie cenię. A brać rzetelnie, podług wartości swojej to źle. Tam ci sprzedają siebie za wyższą cenę niż warci i dlatego lepiej ode mnie na tem wyjdą!
Jowialny szlachcic chciał jeszcze coś więcej dorzucić ze stanowiska rodzimej swojej filozofii, gdy się drzwi gabinetu ministra otworzyły, a na progu pokazał się Korwin z twarzą rozpromienioną. Minister, mały, zgarbiony człowieczek, z dużym nosem i złotemi na nim okularami, sam odprowadził go aż do progu i serdecznie rękę mu podał. Znajdujący się w antyszambrze petenci spojrzeli zazdrosnem okiem na szczęśliwego śmiertelnika, któremu minister rękę ściska.
Korwin przeszedł dumnie koło licznych gromad, nie spojrzawszy na nikogo. Szuckiego wcale nie dojrzał, jak się zdawało. Wyszedł on jednak zaraz za Korwinem.
— Co waszmość myślisz — ozwał się starosta do swego towarzysza — czyby nie pójść za Korwinem? Zdaje się, że on ma wpływy znakomite. W najgorszym razie nie należy drażnić nadętej żaby...