Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/141

Ta strona została przepisana.

— I owszem — odparł towarzysz starosty — zgadzam się zupełnie z waszmością. Czasem trzeba podleźć, jeżeli nie można przeskoczyć... Mówią, że Korwin znosi się wprost z departamentem królewskim... W takim razie...
— Polityk, polityk! Targuje się! Chce się dobrze sprzedać... lepiej niż ten banalny szlachcic kulawy.
— Zaraz stąd możemy pójść do Korwina. Ile razy bowiem jest u ministra, tyle razy zbiera się u niego szlachta, aby się coś od niego dowiedzieć, a on plecie im niestworzone androny.
— Bardzo dobrze — odparł starosta i z dziwnym uśmiechem spojrzał na kulawego szlachcica, który z Niemcami na migi się rozmawiał, a Niemcy z uwagą na niego patrzyli.
Za godzinę był już starosta ze swoim towarzyszem po audyencyi i ręka w rękę zmierzali do Korwina.

XVIII

Zaledwie Korwin do swego mieszkania, które wynajmował przy jednej z pryncypalnych ulic stolicy cesarskiej, przyszedł, oznajmił mu służący, że jakiś polski szlachcic chce z nim pomówić.
Na dzisiejszem stanowisku swojem porzucił Korwin dawny swój program życia, który pozwalał mu tylko z wysoko urodzonymi wchodzić w towa-