Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/145

Ta strona została przepisana.

szych sferach wielkie powodzenie: wyrywano ją sobie. Bo też co ładna, to ładna! Widziałem ją przed kilkoma tygodniami, nim do Rzymu wyjechała...
Szucki już nic więcej nie słyszał, co gadatliwy szlachcic do niego mówił. Oparł się o ścianę i tak stał długi czas.
Tymczasem grono gości powiększało się coraz więcej. Przychodzili ludzie różnego autoramentu, starzy i młodzi, we frakach i kontuszach, w perukach pudrowanlch i z podgoloną czupryną. Rozmowa wszystkich obracała się koło jednej osi, a tą była sprawa Rzeczypospolitej. Jedni chcieli wiedzieć, co dzisiaj minister Korwinowi powiedział, drudzy przynosili sami różne wiadomostki, znalezione na bruku wiedeńskim, lub wyczytane w jakim liście bezimiennym.
Wedug jednych, gotowano się w Austryi skrycie do kampanii z Prusami, aby im napowrót część Śląska odebrać; według innych, te same przygotowania miały być wymierzone przeciw Rosyi, z którą Austrya skrycie rywalizuje. Ten znowu czytał listy ze Stambułu, że wielki wezyr jest już w pochodzie ku granicom Rosyi; tamten widział na własne oczy, jak ambasador francuski prowadził pod rękę posła hiszpańskiego i coś po cichu z nim rozmawiał...
Słowem, pełno było konjunktur najrozmaitszych i to wystarczało do pokrzepienia się na duchu.
Pomiędzy gośćmi był także ów starosta z anty-