Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/147

Ta strona została przepisana.

niemieckiemi — ta emulacya sąsiadów jest gwarancyą naszej egzystencyi!... Prócz tego Moskwa widzi w opieraniu się naszem na rzymsko-niemieckiem mocarstwie największe dla siebie niebezpieczeństwo i dlatego długo nie będzie gruszek w popiele zasypiać. Mości panowie! Chciałbym was wszystkich tą nadzieją i tem zaufaniem, z jakiem ja patrzę w błogą przyszłość naszą pod egidą Austryi, natchnąć, bo tylko taka nieograniczona wiara wywoła odpowiednie nadziejom naszym skutki.
Wszyscy z namaszczeniem słuchali tej długiej przemowy. Kilku ze starych szlachciców płakało rzewnie, wołając:
— Jesteśmy, jak strwożone pisklęta, nad któremi jastrzębie krążą! Gdzież jest owa matka, która rozpościerając skrzydła swoje, weźmie nas, schroni i ogrzeje?... Tą matką będzie Austrya!...
— Ja sądzę — ozwał się starosta z antyszambry ministra — że to jedyna droga, jakiej się obecnie trzymać mamy. Wprawdzie ludzie gorącej krwi, a krótkiego wzroku, nie widzą tej drogi i krzyczą na tych, którzy na nią weszli!... Ale cóż robić, dla ukochanej Ojczyzny trzeba nawet znieść kalumnię, żeśmy się obcym zaprzedali.
— Któż tam talkie rzeczy podnosi — odparł jego towarzysz — to są zwykłe naszczekiwania motłochu! Prawdziwy patryota ma hart duszy i zdania, i z drogi, na którą wszedł, nigdy nie ustąpi.