Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/149

Ta strona została przepisana.

ników, którzy po ministrach solicytują o różne synekury? Czyż dwór wiedeński nie odwróci od nas wtedy oblicza, jeżeli zamiast spodziewanego sprzymierzeńca, obaczy tłum bezczelnych żebraków, u których jurgielt i synekura zastąpi Rzeczpospolitę z wszystkiemi jej tradycyami!... A takich widzę wielu, bardzo wielu! Wałęsają się tutaj po antyszambrach ministrów, oblegają w kraju komisarzy cesarskich... Niektórzy nawet udają patryotów i pod maską służenia sprawie, pieką swoją pieczonkę przy zgliszczach ukochanej Ojczyzny, która miała Zasmoyskich, Żółkiewskich, Chodkiewiczów i bohaterskiego króla Jana III, który i Wiedeń oswobodził, ale nic z niego nie wziął...
— Prawdę mówisz, mości Korwinie — ozwał się starosta z antyszambry ministra. — Ja sam dzisiaj, mając ważny interes do ministra, widziałem jakiegoś kulawego Twardowskiego, który chciał dziesięciu dukatów...
— To samo i ja widziałem — odparł jego towarzysz. — Jakiś goły szlachcic, z wytartemi łokciami, kłaniał się aż do stóp komisarzowi cesarskiemu, aby za wierny jego afekt dla domu austryackiego dał mu jaką sustentacyę w zarządzie dóbr koronnych...
Tutaj zrobił się krzyk i hałas. Każdy opowiadał o jakimiś fakcie w tej samej materyi. Podzielo-