Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/150

Ta strona została przepisana.

no się na grupy i zaczęto rozprawiać. Ten o Moskwie, ten o Austryi, a trzeci o Prusakach...
Korzystają z tego, skinął Korwin nieznacznie na Szuckiego i kazał mu iść za sobą.

XIX

Szucki z dziwnem uczuciem szedł za Korwinem. Opowiadanie nieznajomego szlachcica sprawiło na nim bardzo przykre wrażenie. Jakkolwiek nie wierzył, aby Krystyna miała przyjąć afekt jakiegoś grafa, czy księcia zagranicznego, jednak sama wieść ta była tak jakoś niepokojąca dla niego, że nie umiał sobie z tego zdać sprawy.
Najprzód już sama stolica rzymsko-niemieckiego państwa, olśniewający przepych, ogromna różnica ludzi bogatych od biednych, wszystko to sprawiło na nim jakieś smutne wrażenie. Śród gór rodzinnych, w obozie rówieników był przecież czemś; tutaj zmalał i znikł do szczętu wobec siebie samego. A gdy sobie wyobraził, że śród tego przepychu i bogactwa była Krystyna i, jak mówił nieznajomy szlachcic, mimo to zwróciła wszystkich oczy na siebie, jakże on tedy był maluczkim wobec tych wszystkich, szczęśliwych śmiertelników, którzy wszystkiemi ziemskiemi darami hojnie rozporządzają? Czyż mogła śród nich pamiętać Krystyna o biednym górskim szlachcicu, chociażby nawet on miał jej pierścień na palcu?...