Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/151

Ta strona została przepisana.

Czy świat tak świetny i piękny nie omami czasem kobiety, chociażby miała w sobie serce bohaterki?...
Takie smutne myśli przechodziły przez głowę Szuckiego, gdy Korwin rozpoczął swoją przemowę do szlachty. Ta zbudziła go i odjęła mu na chwilę czarne jego widma z przed oczu. Wspomnienie umierającej Ojczyzny zwilżyło mu nawet oczy i smutek jego osobisty smutkiem publicznej sprawy przykryło. Dopiero skinienie Korwina zbudziło w nim napowrót dawne myśli. Krystyna stanęła mu znowu przed oczyma.
Idąc przez bogato ozdobne komnaty, wróciła dawna bolesna myśl jego, że jest ubogim. Za każdym krokiem widział wielki kontrast tego, co go otaczało w tej chwili, z jego marzeniami... Westchnął i szedł dalej.
Korwin zatrzymał się w dużej sali, z całym przepychem przystrojonej. Olbrzymie zwierciadła okrywały ściany, adamaszkowe zasłony wisiały u okien. Podłoga była nakryta drogim dywanem, krzesła aksamitem wybite.
Niejaki czas patrzał Korwin na Szuckiego, jakby chciał odgadnąć, jakie wrażenie sprawi na nim to bogactwo. Potem uśmiechnął się z zadowoleniem, widząc, że Szucki jakoś fantazyę coraz więcej traci i rzekł do niego.
— Mości Szucki, chciałem z waszmością pomówić o pewnej sprawie, która nas obu obchodzi. Wiem