Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/158

Ta strona została przepisana.

Przez kilka godzin chodził Szucki zamyślony i do nikogo ani słowa nie przemówił. Wszystko, co go otaczało, było dla niego tak obojętnem, jakby nic przed sobą nie widział. Daniel zaczął się napiękne frasować o swego pana.
Za tydzień, przy wieczerzy, ozwał się Szucki:
— Mości Danielu! Jesteś starym człowiekiem, czy nie słyszałeś kiedy o jakiem podaniu, że tu gdzieś jest skarb zakopany?
— Skarb zakopany? — odparł zadziwiony Daniel — świat i Korona polska! A skądże wziąłby się tu skarb zakopany?
— Przecież tyle jest bajek o tych skarbach zakopanych, dlaczegóż nie miałoby w tem być coś prawdziwego?
— Ot ludzie bają sobie! Takich bajek słyszałem co niemiara, ale o skarbie znalezionym nigdy nie słyszałem!
— W czasach wojen zakopują ludzie pieniądze do ziemi, czyby nie można natrafić na takie pieniądze?
— Hm, hm — mruczał stary Daniel — może być, że tam są gdzie pieniądze zakopane!... Ale któż je znajdzie?...
— Mówią, że są ludzie, którzy wiedzą o takich pieniądzach zakopanych!
— Jezu! Chryste! Świat i Korona polska! A któżby się wdawał z takimi ludźmi?