Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/162

Ta strona została przepisana.

nabrzmiały... Siekiery i motyki stępiały... Wreszcie i kury we wsi zaczęły piać na północ — a skarbu nie było!
Na drugi dzień zawołał Szucki chłopa-znachora, kazał mu kołtun siekierą odciąć i do domu odesłał.
Stary Daniel wybladł od modłów i pacierzy: dopiero wolniej odetchnął, gdy chłop już był za kopcami zagrody.
Na tem jednak nie zakończyły się jego cierpienia. Po chłopie z kołtunem, przywieziono jakąś starą babę, tę po różnych próbach i bezowocnych wróżbach, kazał szlachcic należycie obić, nie turbując się wcale o zemstę złego ducha, którą stary Daniel ustawicznie straszył.
Po starej babie przyszła jeszcze starsza Cyganka, która cały tydzień w zagrodzie bawiła, różne zioła warzyła i zakopanych pieniędzy szukała. A gdy potem cichaczem z zagrody wynieść się chciała, puchwycono ją i na rozkaz Szuckiego powieszono na suchej gałęzi, ku wielkiemu zadowoleniu krakających wron i kruków.
Wprawdzie nazajutrz nie było na gałęzi Cyganki, ale Szucki nie myślał wcale reklamować delikwenta od dyabła, któremu i tak prawem się należał. Tylko stary Daniel zmówił kilkanaście pacierzy do Przemienienia Pańskiego.