Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/166

Ta strona została przepisana.

gie kruszce, złoto i srebro. Gdzieindziej wykopują ludzie krocie z wnętrzności ziemi, dlaczegóż nie mogłyby nasze góry coś dla nas drogiego ukrywać? Dlaczegóż nie moglibyśmy trafić na złotą żyłę?...
Stary Daniel pokiwał i na to głową. Myślał długi czas, pokrząkiwał, a wreszcie rzekł:
— Próbowali tu nie tacy ludzie, jak my, szukać złota w naszych górach! Lubomirski wydrążył nad Dunajcem całą górę i cóż znalazł? Kawałki miedzi, nic więcej. A co to pieniędzy kosztowało!
— Czyż nie może Pan Bóg dla nas dopuścić tego szczęścia, że właśnie znajdziemy złoto?
Po tej rozmowie nastąpiła w zagrodzie zupełna zmiana. Cała służba wychodziła co dzień w góry kopać. W okolicy zaczęto już roboty koło ziemi. Szuckiego zagroda stała pusta przez cały dzień Boży.
Rozkopywano różne jary i przepaście. Spuszczano się do rozpadlin skał. Kopano dniem i nocą, a złota nie było.
Z każdym dniem zbliżającej się wiosny wzmagała się u Szuckiego dziwna gorączka złota. Nareszcie zawitała wiosna, zakwitły pierwsze kwiaty, ptaszki zaświegotały pieśni miłosne... Szucki szukał w górach złota, a złota nie było!
Wreszcie jednego dnia, gdy po ciężkiej a daremnej pracy do pustej zagrody powrócł, opowiadał mu Daniel, że jacyś nieznajomi ludzie, z pałaszami