Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/177

Ta strona została przepisana.

w niektórych szczegółach oponował jej z wielką wytrwałością. Chodziło mu osobliwie o zachowanie tradycyjnych sprzętów domowych i obrazów, przedstawiających dzieje Korwinów. Był tego zdania, że gniazdo rodu powinno być niejako kroniką dla potomnych, któraby ożywiała ich serca do świetnych czynów, jakiemi nad gmin pospolity celowali zawsze Korwinowie. Mówił także wiele o tem, jak wielki obowiązek ciąży na dziedzicu Korwinowa, kolebki rodu, którą to kolebkę powinien otoczyć tem wszysikiem, co wielkim rodom daje lustr i aureolę. Ku temu rozkładał swoje plany, które starościna w większej części aprobowała.
Mówił także, z rozpromienioną twarzą, o blizkiej chwili, w której do tych komnat wprowadzi Atalię, królowę swego życia i jej okaże świetne tradycye rodu Korwinów...
Potem mówił także, że w najbliższym czasie zwoła do Korwinowa najznakomitszych sąsiadów i opowie im, jakie świetne nadzieje przywozi im od wiedeńskich ministrów. Którzy tak przyjazne mają zamiary względem Rzeczypospolitej, byle tylko cierpliwie kraj chciał czekać, aż te zamiary należycie dojrzeją... Cieszył się, że taką relacyą wleje balsam do dusz cierpiących patryotów, a gorętszych naprowadzi na drogę prawdziwej miłości Ojczyzny, która każe korzystać z tak przychylnych chęci rządu wiedeńskiego...