Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/179

Ta strona została przepisana.

kilka zajść ze szlachtą okoliczną, które nakazują mi przezorność.
Korwin rozśmiał się, wziął komisarza za rękę i posadził na krześle.
— Waszmość bawisz w domu Korwina — rzekł do niego — który jest najszczerszym aliantem rządu wiedeńskiego.
— Dla tego spodziewam się w imię cesarza posłuszeństwa dla tego rządu.
— Sam moich ziomków namawiałem do tego!
— Więc sprawa między nami będzie krótka... Waszmość oddajesz nam Korwinów.
— Korwinów?... Korwinów oddać? Korwinów należy do Korwina! — dumnie odrzekł Janusz.
— Sól należy do rządu cesarskiego! Ziemia z solą musi być rządowa!
— Sól ziemi naszej jest waszą? Ziemia moja ojczysta ma być ziemią rządową?...
— Ziemi nie chcemy darmo. Zapłacimy ją trzy razy tyle, co warta!
Korwin posiniał na twarzy, a potem zbladł, jak biała chusta. Zawołał po chwili pełną piersią:
— Któż jest w stanie zapłacić rodzinne gniazdo Korwinów? Jakaż władza może mi je wydrzeć? Czy waszmość wiesz, co to jest gniazdo rodu, które dziesięć wieków budowały? Czy wiesz, że to część Polski?
— Rząd cesarski użyje prawa wywłaszczenia!