Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/183

Ta strona została przepisana.

Tutaj nastąpił głośny płacz i rzewne wyrzekania.
Kobiety zanosiły się od płaczu, starcom lały się łzy po siwych, białych wąsach...
Położono „chleb bez soli“ na stole — wszyscy kolejno zaczęli ściskać kolana swoich dziedziców i głośno płakać, błagając, aby soli „cudzym“ nie zaprzedano.
Widać było po tych łzach, po tym jęku, jak dotkliwa była to klęska dla ludu...
Szucki stał ciągle bezprzytomny. Blada twarz Krystyny drgała śmiertelnym dreszczem...
Komisarzowi stanęły łzy w oczach. Tylko jedna starościna nie rozumiała tej sceny.
— Słyszałeś, mości Szucki, tę pieśń? — zawołał donośnym głosem Korwin. — Jest to pieśń straszna; straszniejsza od trąby archanioła na Sądzie Ostatecznym!
Skąd się wzięła ta pieśń w ustach ludu? — trudno odgadnąć. Być może, że nie przypuszczony do życia narodowego lud wiejski wziął teraz „sól“ za „Polskę” i płacząc za solą, płakał za Polską... Być może, że taką pieśń dali mu w usta patryoci ówcześni, aby tym sposobem wzbudzić w nim żal za nie szczęśliwą Ojczyzną...
Szucki przesunął ręką po czole. Przed nim zaczęła się otwierać jakaś przepaść bezdenna... Zaczął powoli pojmować całą grozę swego położenia... On sprzedał część Ojczyzny!...