Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/26

Ta strona została przepisana.

— Dziękuję waszmości! Jeżeli każdy szlachcic zechce swoje zdanie w ten sposób objawiać...
— Najprzód nie wierzę temu, aby życiu królewskiemu jakiekolwiek niebezpieczeństwo zagrażało. Opowiadał mi brat jegomości pana Sieroszewskiego, który przecież jest wtajemniczony w rzeczy konfederatów barskich, jakoby na tem stanęło, aby króla, jako widomą głowę narodu, na czele Konfederacyi postawić. Wiem nawet, że i w stolicy byli ludzie wysokiego stanowiska, którzy temu planowi sprzyjali i tylko dokonanego faktu oczekiwali, aby za nim przejść do innego obozu. A podobny proceder ze strony Pułasczyków był konieczny, bo król, obsaczony stronictwem zaprzedanem lub błędnie widzącem, co w skutku na jedno wyjdzie, w milczeniu sam aprobował plan taki, do którego oczywiście teraz przyznać się nie może, kiedy cały plan się nie udał. Przeciwnie, adwersarze tego planu, którzy wiedzą o tem doskonale, popychają teraz króla do zatwierdzenia tak nielitościwego wyroku, aby wyrokiem na drugiego i jego samego ukarać, i raz na zawsze od recydywy wykurować...
Młody starosta bawił się tymczasem krótką szpadą swoją, a gdy szlachcic skończył, odparł:
— Waszmość chcesz, jak widzę, Pułasczyka kanonizować, a mnie każesz mówić, jak mówi advocatus diaboli! Niechże i tak będzie. Mojem zdaniem całego tego bigosu narobiła nam Konfederacya Bar-