Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/40

Ta strona została przepisana.

to szczęście najwyższe... Chciałabym kiedy odnieść taki tryumf...
Janusz rozśmiał się. Obrócił kapelusz kilka razy dokoła i odezwał się z flegmą:
— Słowa pani przypominają mi mimowolnie naczelnego wodza wojsk walczących. Podczas, gdy wojsko już dawno na ostatecznych liniach zwyciężyło, on, stojąc za rezerwą, nie widzi doskonałego zwycięstwa i modli się o tryumf!...
— Więc sądzisz pan, że już odniosłam tryumf? — żywo przerwała Atalia i wysłała znowu ukośnie oczy swoje.
Na nieszczęście Janusz tego spojrzenia także nie dostrzegł. Obrócony kilka razy kapelusz trójgraniasty stracił na kolanach równowagę i miał wielką ochotę dostać się na perski dywan pod atłasowe trzewiczki Atalii. Widząc to, Janusz, pospieszył z ratunkiem i pochwycił zbiega tuż nad rąbkiem atłasowej sukni swojej towarzyszki. Spojrzenia nie obaczył.
— Pan winieneś mi odpowiedzieć na moje ostatnie słowa — rzekła po dłuższej pauzie Atalia.
— Mówiłaś pani o tryumfach odniesionych? — szepnął bezmyślnie Janusz.
— Brawo! Zaczynasz pan od kłótni ze mną. Cieszę się z tego bardzo. Lepsza jest niezgoda, która prowadzi do zgody, niżeli zgoda, która wiedzie do niezgody... Nieprawdaż, panie Januszu?
— Pani jesteś sama przyczyną, że muszę być