Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/41

Ta strona została przepisana.

z nią w niezgodzie. Wszystkie odpowiedzi pani są dla mnie dysonansem.
— A ja w tej chwili tak spragnioną jestem harmonii, panie Januszu.
— Natenczas powinienem może się oddalić i zaprosić pana Adama...
— Pan masz dzisiaj za wiele żółci, panie Januszu... zaczynam wierzyć, że się pan kochasz!
Zbyt późno przychodzisz pani do tej wiary, jakby oczu pani nic nie widziały, uszy nic nie słyszały...
— Lepiej późno, niż nigdy... A w jakiej kochasz się pan? Czy w „duszce”, czy w „fantazyjnej“, czy wyszukałeś jaką „przyjaciółkę”, czy „tajemniczą nieznajomą?“...
Pan Janusz spojrzał na uśmiechniętą Atalię i pomyślał chwilę. Rozmowa z ówczesną kobietą młodą nie była tak łatwą. Były to bowiem czasy, że tak powiem, analizy rozkoszy i uczucia. Śród powszechnego upadku moralności, przy ostygnięciu serca i oniemieniu duszy, nie wystarczało zwykłe w pełni zaznane uczucie. Chciano to uczucie śród jego przebłysku pochwycić, na cząstki rozłożyć i z każdej części stworzyć sobie całość. Chciano sobie tym sposobem pomnożyć szczęście, tymczasem, przeciwnie, zupełnie je zatracono.
Miłość i kobieta — to dwa wielkie słowa, które powinny zostać nietknięte, rozdrobiono na mnóstwo