Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/48

Ta strona została przepisana.

Krystyna została sama smutna i zadumana. Cóż ją tak nagle zasmucić mogło?
Krystyna czuła się nieszczęśliwą. Ludzie nieszczęśliwi nie lubią patrzeć na cudze szczęście. Może być w tem egoizm serca, które dla siebie szczęścia pragnie, a znaleźć go nie może... może być także prosty kontrast światła i nocy, które wzajem siebie unikają... dosyć, że szczęście Atalii i brata wzbudziło w niej smutne myśli.
Przy szczęściu Atalii, przy utracie brata, czuła się Krystyna jeszcze więcej osamotnioną na szerokim świecie, na którym nie znalazła tego, czego jej serce pragnęło! Jej droga rozdzielała się w tej chwili od drogi brata, a gdzie nią samotna zajdzie — nie wiedziała! Przed nią było pusto i ciemno...
Wprawdzie wieczór wczorajszy rozbudził w jej duszy drzemiąca marzenia, jakich przed sobą jeszcze głośno nie wymówiła, marzenia te ogrzała ciepłem pragnącego serca... ale teraz zaczęły one znowu powoli zastygać, bo to, czego wyglądała w ciągu całego dnia, nie nadeszło...
Śród tych smutnych zajść zbudziła ją jakaś chłodna ręka, która się jej dłoni dotknęła. Krystyna zadrżała i spojrzała przed siebie. Przed nią stał wojewoda.
Był to już starzec, lecz starannie wyświeżony i sztuką odmłodzony. Pomarszczoną, wybladłą twarz miał natartą jakąś maścią świecącą, która obumarłe