Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/49

Ta strona została przepisana.

rysy miała ożywić. Chuda pierś była wypełniona watą i zręcznym krojem fraka, który obchodził żebra gładko, nie zmarszczywszy się ani razu. Sztuczna, nader skombinowana woń otaczała całą postać wojewody. Były w tej woni fiołki i róże, jaśmin i rezeda, gwoździki i piżmo.
Pierwsze nieprzyjemne wrażenie, jakiego Krystyna doznała na widok wojewody, przeminęło wkrótce. Z uśmiechem podała mu rączkę. Towarzystwo starego człowieka było dla niej teraz upragnione. Rozmowy młodzieży, które mniej więcej były afektowne i zmierzały zawsze do adoracyi jej wdzięków, stały się dla niej nieznośnemi. Jej umysł był czem innem zajęty. Raziły ją słowa, o jakich właśnie w głębi duszy marzyła, w ustach ludzi zimnych i jak pozytywka wyuczonych. Spodziewała się, że rozmowa z wojewodą uwolni ją od natrętnych.
Dlatego z uśmiechem podała mu rączkę. Widząc to, starościna przybiegła szybko do niej.
— Jeżeli cię tak wielki zaszczyt spotyka, moja Krzysiu — rzekła z ukłonem dla wojewody — to korzystajże z tego w całej pełni. Jegomość pan wojewoda już się dosyć nasłuchał o sprawach publicznych, rozmawiając z ks. biskupem kujawskim, który, jakkolwiek nasz kuzyn, niewiele jednak może się przyczynić do orzeźwienia umysłu, zajętego dzień cały ważnemi sprawami kraju. Nam to, nam pozostaje ta miła służba, małą rączką wygładzać czoła