Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/62

Ta strona została przepisana.

awantura, której skutki obliczyć się nie dadzą. Któż kiedy w ten sposób starał się o rękę panny?...
— Ale waszmość zapominasz — replikował palestrant — że my dzisiaj nie mamy normalnego życia. Alboż to mojem przeznaczeniem jest spać w gospodzie pod stołem? Czyż jegomość pan Jarmunt Sebastyan, karmazyn z województwa witebskiego, gdzie już dzisiaj pono niema Polski, pomyślał kiedy o tem, że przyjdzie mu opuścić zagon ojczysty i do serca matki uciekać, która go ratować nie może?... A jegomość pan Wilga z województwa malborskiego, czy śnił kiedy, aby w gospodzie „pod Złotą wiechą“ płakał nad znieważeniem przez cudzoziemców rodzinnej ziemi jego?... Żyjemy dziś extra statum, więc to, co nas dawniej obowiązywało, dzisiaj już dla nas nie istnieje!
— Krom miłości Ojczyzny — wtrącił zachmurzony pan Kasper.
— Tak, krom miłości Ojczyzny — prawił dalej palestrant — ale te słowa w Polsce są raczej pleonazmem. Któż bowiem z Polaków Ojczyzny nie kocha? Któż mógłby być tak podłym, aby Ojczyzny w sercu swojem nie nosił w każdej przygodzie?...
Powszechny aplauz dostał się mówiącemu. Zachęcony tym aplauzem, mówił palestrant dalej:
— Mości panowie! Jegomość pan Kasper powiada, że nie trzeba łazić przez okno, jeśli drzwi są od tego. Dobrze, zgadzam się na to. Ale gdy kto drzwi przed nosem zamknie i przez zamknięte nas jeszcze