Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/65

Ta strona została przepisana.

we, to obowiązkiem moim jest wyłamać tę furtę klasztorną i oswobodzić biedną niewolnicę, ofiarę ambitnych planów rodziny! A jeśli, co niech Bóg broni, moje serce mnie myli, to niechaj jak najprędzej usłyszę z własnych jej ust... z tych ust łagodnych, które ongi miały dla mnie tyle słodyczy... niech śmierć usłyszę!
Słowa Szuckiego, wymówione z determinacyą, spowodowały powszechne milczenie.
— Prosiłem was — mówił po chwili — jako towarzyszów moich, byście byli świadkami tego aktu solennego, a w razie potrzeby, byście pomogli mi do spełnienia tego aktu bez możliwej bójki, którąbym musiał podjąć, gdyby... Jeżeli wódz chce bez rozlewu krwi wziąć nieprzyjacielski oddział w niewolę, to posyła dziesięć razy liczniejszy zastęp... inaczej nastąpi krwawa walka i z obu stron polegną liczne ofiary!...
Długi czas trwało milczenie. Poczem zabrał głos pan Kasper z miną smutną:
— Widzę, że cała moja elokwencya na nic się nie przyda. Ponieważ jednak jestem waszym bratem i towarzyszem, a kordyalnym przyjacielem jegomości pana Szuckiego, toć dzisiaj zrobię tak, jak zrobiłem przed trzema laty, kiedy poszedłem z szablicą moją do Pułaskiego, choć się z nim w Barze wcale nie zgadzałem... Otóż pójdę i ja z wami, ale pod tym warunkiem, jeżeli mi moc dacie, bym całą tę wy-