Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/68

Ta strona została przepisana.

Inni z drużyny byli także uroczystością chwili przejęci. Postępowali w milczeniu, myśląc o tem, czy panna przyjmie rękę kawalera, czy całą drużynę potraktuje czarną polewką. Na szarym końcu już nie było tych min uroczystych, tylko wesołość i nadzieja stoczenia w razie potrzeby małej bójki z konwojem starościny. Była to drobna szlachta, która co dopiero z obozu powróciła. Kilkotygodniowy wypoczynek w gospodzie pokurczył jej żyły, które rada była teraz w jakibądź sposób wyprostować.
Orszak zbrojny, idący po słowo do panny, wyglądał zupełnie, jak posuwająca się naprzód straż obozu konfederackiego.
W milczeniu przeszli wszyscy przez Krakowskie Przedmieście. Szczęśliwie także minęli Nowy-Świat i dotarli do „Trzech Krzyży“.
Tutaj potrzeba było spuścić się na dół ścieżką, która dzisiaj tworzy ulicę Książęcą.
Ulica Książęca w owym czasie była tylko wąwozem, którym można było z biedą przejechać, dostać się do pałacu Branickich i eremitażu pani kasztelanowej, jak swój pałacyk z oranżeryą romantycznie nazywała.
Swadziebna drużyna weszła w ten wąwóz. Furty ogrodów i domków ogrodniczych były pozamykane. Żadne ciekawe oko nie spojrzało na ten orszak tajemniczy. Tylko z pomiędzy gęstych drzew