Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/77

Ta strona została przepisana.

wiono, jak mizernego żebraka, dlatego, żem nie przyszedł we fraku aksamitnym, z harbajtlem na głowie... ale przyszedłem w obozowym kontuszu, z szablą pradziadowską, poszczerbioną na karkach nieprzyjaciół Rzeczypospolitej... Panno Krystyno, jam nie mógł dojść do was inną drogą... dla tego darujcie, że w ten sposób przystępuję do was... darujcie...
Tu puściły mu się łzy z oczu i dalej już nic nie mógł mówić. Wyręczył go swat, pan Kasper:
— Powiedzcie otwarcie i szczerze, jejmość panno Krystyno z Korwinów, czy macie serdeczny afekt do jegomości pana Maryana Szuckiego, który was umiłował nad życie, i czy rozporządzając dobrowolnie ręką swoją...
— Za pozwoleniem — przerwał palestrant, który stał w tyle — do takiego aktu najwięcej potrzeba jurysprudencyi. Dlatego, mości panno Krystyno z Korwinów, zapytuję was ja, Piotr-Paweł Zakliczyński herbu Przyjaciel, czy jest to wasza wolna i niewymuszona wola... czy wasza decyzya, bez żadnych gwałtownych środków jest... czy z duszą spokojną, z uśmiechem na twarzy, z trzeźwością umysłu, daleka do trwogi i przymusu... objawiając afekt swój przy pełnych zmysłach, w zgodzie z Bogiem i bez żadnych podszeptów szatana...
Tutaj jeden z drużyny, chcąc się Krystynie przypatrzeć odepchnął zapalczywego palestranta od okna karety, który nagle znikł gdzieś w ciemności,