Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/78

Ta strona została przepisana.

nie dokończywszy prawniczej formuły. Stał bowiem na brzegu głębokiego rowu, do którego prawdopodobnie stoczył się z całą swoją jurysprudencyą.
Tymczasem przyszła Krystyna do siebie. Z twarzą zarumienioną, z bijącem sercem, podniosła się, zdjęła z palca pierścień, a dając go Szuckiemu, rzekła głosem wzruszonym:
— Oto macie odpowiedź moją, mości Maryanie, jako o was nie zapomniałam i nigdy nie zapomnę. Jeżeli wy tak samo o mnie pamiętać będziecie i jeżeli życie wasze jest i będzie tak czyste, jak je wtedy widziałam, gdyście ślubowali Ojczyźnie wierność i miłość... to Bóg litościwy nie pozwoli na to, abyśmy żyli w rozłączeniu od siebie!...
Szucki jeszcze raz okrył łzami i pocałunkami tę rękę, która mu pierścień dawała, pan Kasper, ocierając łzy, chciał także coś jeszcze przemówić, a palestrant stał znowu na nogach koło karety, aby całemu temu aktowi nadać prawniczą formułę zaręczyn — gdy nagle przy bramie pałacu Branickich dał się słyszeć tętent licznego orszaku i turkot kilku karet. Był to zbrojny konwój hetmana koronnego.
Trzymający laufrów i konie cofnęli się, a kareta z omdlałą starościną pomknęła naprzód.
Pan Kasper otarł pot z czoła, przeżegnał się trzy razy, splunął i rzekł:
— No, mości panowie! Takiej swadźby i takich zaręczyn nie było może i w całej Koronie!