Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/87

Ta strona została przepisana.

najprzód dać się im trochę ze złości wysapać. Potem spokojnie i po przyjacielsku pójdziecie z panem Kasprem do jejmość pani starościny, przeprosicie za tak impetyczne swaty, a jegomość pan Szucki zegnie kolano i pocałuje ją w rączkę... A gdybyście doznali jakiego despektu, to odwrót spokojny i w porządku. Potem nastąpi kolej na mnie. Zakręcę piórem z taką rozkoszą, jak jeszcze nigdy nie kręciłem. Zrobi się pozew ad personam jejmość pani starościny i jegomości pana Janusza z Korwinów o zanegowanie wolnej woli trzeciej osoby, która jest pełnoletnią i nie jest pod prawem rodziców... Ale tylko cierpliwości, mości panie Maryanie, cierpliwości! Jegomość pan Szczęsny Brzostowski...
Przypomnienie ś. p. Szczęsnego Brzostowskiego, któremu aż do śmierci zostawił palestrant łaskawie nadzieję wygranej, niewiele drasnęło Szuckiego. Śród radości i tryumfu, owładnęło go tak przykre uczucie, że dłużej pomiędzy gadatliwą drużyną nie mógł pozostać. Powstał z ławy i wyciągając do wszystkich rękę, zawołał:
— Dzięki wam, towarzysze moi, za tak wielką przysługę, jakąście mi wyświadczyli. Jestem tak szczęśliwym, że tego szczęścia nawet objąć nie mogę. Widzę, że łatwiej być nieszczęśliwym, niżeli szczęśliwym. Brak mi sił, w głowie mi się mąci. Miałbym wielką ochotę do płaczu, lub do jakiej krwawej bójki. Ręce mi się prężą, dłoń szuka szabli lub tej małej rączki, którą tak gorąco całowałem przed chwilą...