Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/89

Ta strona została przepisana.

szedł ukorzyć się przed nim, wyznając, że na to szczęście nie zasłużył.
Po Mszy Ś-tej wrócił z lżejszem sercem do gospody. W gospodzie zastał kilku towarzyszy, a między nimi pana Marka i palestranta, którzy właśnie zajęci byli spożywaniem ciepłego śniadania.
Szucki wsiadł przy nich, zjadł także śniadanie, które po całodziennym głodzie dobrze mu smakowało, a rozmawiając o niektórych szczegółach wczorajszej wyprawy, zaczął powoli oswajać się ze swojem szczęściem. Mówił o dziwnych zrządzeniach Opatrzności Boskiej. Przypomniał sobie, jak niespodzianie przyszła mu myśl, aby przed wyruszeniem do obozu, udać się do kościoła parafialnego i tam kazać sobie zaśpiewać Veni Creator, biorąc ślub z ukochaną Ojczyzną. Widział w tem palec Boży, że właśnie wtedy przejeżdżała koło kościoła Krystyna, którą nad zwyczaj uderzył ten ślub dziwny, bez panny młodej. Od tej chwili ani on, ani Krystyna tego zapomnieć nie mogła. Co w tem było — tego nie mógł zrozumieć, ale tak było.
Potem opowiadał całą historyę o rozdawania strzępków z kontusza wielkiego bohatera narodu, które, jako relikwia, miały podobnem męstwem natchnąć idących do boju. Opowiadał, jak w braku tych strzępków, dała mu Krystyna poświęcony w Rzymie szkaplerz, któremu nieraz ocalenie życia zawdzięczał. Na stwierdzenie tego, opowiedział kilka wypadków z ży-