Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/95

Ta strona została przepisana.

mu, gdzie mu się podobało. Tym sposobem to odprawienie z bramy przez służbę nie powinno było mieć żadnego znaczenia. Mimo to, coś było w tem niepokojącego, coś tajemniczego, osobliwie w minach służby, która z ukosa spoglądała na siebie.
Zebrawszy to wszystko razem, postanowił Szucki czekać cierpliwie. Do samego pana Janusza nie miał się czego spieszyć, bo bez Krystyny nie było tam dla niego wielkiej szansy. Pan Janusz mógł go tak samo odprawić, jak go odprawił przedwczoraj, albo jeszcze gorzej, gdy się o postanowieniu Krystyny dowiedział.
Mimo, że przypomnienie ś. p. Szczęsnego Brzostowskiego zimnym dreszczem go przejmowało, postanowił jednak czekać, ale czekać z całą czujnością na wszystkie strony, jakby był na straży obozu.
Okrążał więc od czasu do czasu ów dom z fatalną bramą, z której wyglądał rudowłosy drab z długą szerpentyną u pasa. Chował się za jadące ulicą bryki, aby tylko ujść szpiegowskiego jego oka.
Koło domu nie widział nic nadzwyczajnego. Kareta starościny kilka razy wyjeżdżała i wjeżdżała do bramy, ale w karecie nie było nigdy żadnej kobiety. Czasem jechał pan Janusz, a czasem jakiś inny upudrowany jegomość, który wyglądał na lekarza.
I tak przeminął dzień cały. Wieczorem świeciło się zaledwie w kilku oknach. Z przyćmionego