Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/97

Ta strona została przepisana.

Rzekłszy to, zatrzasnął prędko bramę, aby ciekawemu natrętnikowi nie dać spojrzeć w głąb sieni.
Mimo to w głębi sieni i na dziedzińcu dojrzał Szucki wyraźne przygotowania, jakby do wyjazdu. Kilka pak leżało na ziemi, owiniętych w płótno. Dalej stały jakieś inne rupiecia. Na dziedzińcu było kilka bryk ładownych.
Wszystko wskazywało coś nadzwyczajnego. Szucki nie umiał sobie z tego zdać sprawy.
Pobiegł do pana Kaspra i to, co widział, opowiedział. Pan Kasper długo myślał nad tem, ale nic nie wymyślił. Był tego zdania, że drugiej, gwałtownej awantury robić nie można, jeżeli pierwsza tak dobrze się udała. Cakolwiekbądź, należało dalej śledzić i nic z oka nie spuszczać. A dalsze kroki zawisły w takim razie od tego, co się stanie.
Palestrant również był tego zdania. Utrzymywał on, że wywiezienie z Warszawy Krystyny będzie tem oczywistszym dowodem zgwałcenia jej woli i osobistej wolności, przez co pozew zyska na tem bardzo. Zresztą zalecał swemu klientowi cierpliwość taką samą, jaką miał ongi ś. p. Szczęsny Brzostowski.
Szucki poszedł na czaty. Podejrzenia jego rosły coraz więcej. Brama była starannie zamknięta.
Cały dzień nie spuszczał z oka tej bramy. Wieczorem schował się za róg Koziej ulicy, aby go przechodząca nocna straż nie zobaczyła. Z tego stano-