Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/98

Ta strona została przepisana.

wiska nie ruszył się, a z bramy i okien oka nie spuszczał.
Około północy obaczył w narożnem oknie słabo migocące światło. Światło to przeszło z jednego okna do drugiego, potem obeszło wszystkie okna i znowu się wróciło. Zdawało się, jakoby kto ze świecą po pokojach chodził.
Wreszcie w jednem oknie, na przezroczystej firance zarysowała się czarna postać kobieca. Była w ubraniu podróżnem. Miała na głowie dużą chustkę, wkoło szyi kilka razy owiniętą. Postawa jej była naprzód pochylona, jakby się prosto trzymać nie mogła. Często rękę zbliżała do oczu.
Szucki wpatrzył się pilnie w tę postać. Serce zaczęło mu bić gwałtownie... Wtem czarna postać znikła a po chwili otworzyła się cicho brama, z której wysunęła się powoli ładowna bryka.
Szybko pobiegł do bryki. W bryce, zatulone, siedziały jakieś kobiety. Chwycił za drąg, sterczący za bryką, i zaczął za nią biedz.
Biegł długo w kierunku Woli. Tam, na samym krańcu przedmieścia, przy świetle, wychodzącem z okna gospody, ujrzał profile dwóch kobiet. Były mu zupełnie nieznane.
Powrócił czemprędzej na dawne stanowisko. Bez tchu prawie, zlany potem, stanął pod bramą. W oknach jaśniało jeszcze światło... Za chwilę otworzyła się znowu brama i znowu taka sama bryka, ta-