Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/99

Ta strona została przepisana.

kie same konie zjawiły się na ulicy. W bryce siedziały znowu dwie kobiety, futrami otulone...
Szucki pobiegł za tą bryką, która jednak nie w tym, co pierwsza, lecz w przeciwnym kierunku odjechała. Długo biegł za nią, wreszcie udało mu się poznać z ruchów kobiet i kilku słów, wymówiownych przez nie do woźnicy, że i one są mu obce. Nawrócił po raz drugi.
Zaledwie do bramy się zbliżył, obaczył toczącą się z niej trzecią brykę, która znów skierowała się w inną stronę świata. Szucki stanął na ulicy i sam nie wiedział, co sądzić o tych dziwnych brykach, dążących każda w inną stronę. Przyczepił się do ostatniej bryki, zapytał woźnicy i otrzymał krótką odpowiedź, że państwo ze stolicy wyjeżdżają.
A kiedy od tej bryki znowu na róg ulicy Koziej powrócił, obaczył wszystkie okna, jak noc ciemne, a wkoło domu była taka grobowa cisza, jak na cmentarzu.
Na zamku wybiła właśnie godzina druga. Szucki ocknął się, jakby ze snu, i wolnym krokiem wrócił do gospody.
W samotnej izdebce rzucił się na tapczan i począł myśli swoje porządkować. Trudna była to sprawa, bo serce biło mu gwałtownie, a głowa zdawała się pękać. Chciał się modlić, ale nie mógł. Usta poruszały się, ale modlitwy nie było.
Miał już pewność, że starościna z całym dwo-