cały majątek, a to co jéj na Litwie zostało, było tak nie wiele, że z tego bynajmniéj milionu uskładać nie można było. Prócz tego były wypadki w rodzinie, które nie tylko że wiele pieniędzy kosztowały, ale nawet szambelanową do sprzedaży ostatniego folwarku zmusiły. I klęski krajowe przyczyniły się także nie mało do tego...
Dla tego jest to wielkim taktem ze strony rozumnéj szambelanowéj, że będąc ubogą nie pcha się, jak to inni czynią, na salony warszawskie, aby tam być ciężarem, tylko spokojnie siedzi sobie prawie incognito na poddaszu, żyjąc chlebem i wodą. Podobne wypadki bardzo często praktykują się w Paryżu...
Dowcipnisie salonowi wymalowali ubóstwo szambelanowéj w sposób drastyczny. Opowiadali, że nosi jakąś starożytną czapkę futrzaną, starą salopę przewróconą podszewką do góry i w ręku ogromny kosztur. Wnuczka chodzi w perkalikowym szlafroczku, kupionym między żydami na ulicy Kominiarskiéj. Na głowie ma kapelusz stary szambelanowéj z czasów Stanisława Augusta.
Pozwalano nawet sobie z tego powodu stroić żarty i niektóre wykwintne salony straszyć wizytą szambelanowéj.
— Savez-vous, mówiono nie raz do pani wojewodziny, pani szambelanowa wybiera-się z wizytą.
Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/102
Ta strona została przepisana.