Szczęśliwie wyszli na ulicę. Tutaj jeszcze jakoś nie było wielkiego niebezpieczeństwa. Leszno nie ma mieszkańców wielkiego świata. Do tego jeszcze haniebny bruk, a brak zupełny chodników odstręczał miejskich próżniaków zawsze od téj części miasta, która z tego powodu dla wielu mieszkających w Warszawie była terra incognita. Dla tego ulica ta przybrała odrębną sobie cechę i wyróżniała się od innych ulic całą swoją fizognomią, życiem i zwyczajami. Było to osobne jakieś małe miasteczko pod stolicą królestwa, które w wielu rzeczach samo sobie wystarczało nie turbując się o stolicę.
Podkomorzyc był więc tu pewnym, że go nikt ze znajomych nie obaczy, i że cały ten epizod jego życia pozostanie dla wielkiego świata tajemnicą. Odetchnął więc lżejszą piersią w nadziei, że wycieczka staréj szambelanowéj po za Leszno nie sięgnie.
Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/110
Ta strona została przepisana.
XVII.