i pewny zarobek panom do Warszawy posyłali. W ógóle majątki w tych częściach Rzeczypospolitéj uważała wysoka szlachta za kolonie niemal w tem samem znaczeniu, w jakiem uważa Anglia Indye swoje. Byli tacy którzy tych majątków nigdy nie widzieli tylko z raportów sług swoich mieli jakieś o nich wyobrażenie.
Ztąd poszło, że w tych ziemiach wielu pracowitych ludzi znalazło korzystne zatrudnienie, którzy szczędząc grosz, do grosza przyśli jako homines nomi do bardzo znacznych fortun. Nie obeszło się i bez malwersacyi. Zbyt oddalonych panów okradano po prostu, obecnym schlebiano drażniąc w niegodziwy sposób różne słabości ludzkie. Bardzo więc często zdarzało się, że kamerdyner sprytny, pisarz prowentowy lub ekonom prowentowy, lub ekonom prosty, odziedziczali potem magnackie prawie fortuny, przy których nic już sobie innego nie życzyli, jak tylko jakiego takiego wzięcia u ludzi.
Osobliwie ostatnich lat kilkanaście sprzyjały takiemu panoszeniu się dawnych sług dworskich. Nowy porządek rzeczy zagroził tam fortunom ludzi, wybitniejsze stanowisko w dziejach zajmującym, a niektórzy znowu z nich, poczuwali się do pewnych ofiar dla tegoż społeczeństwa, z którego wyrośli. A że to były właśnie czasy ofiar i nadziei, jako téż niemniéj czasy obawy i trwogi, to wiele wielkich fortun kazano tam poprzedawać, za co tylko można było.
Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/126
Ta strona została przepisana.